Szukaj na tym blogu

wtorek, 17 maja 2016

Risky menu thing


Był czas, kiedy chodziłam tu i tam. Za młodu, na randki. Zawsze największym problemem był wybór dania w restauracji, bo chciałam, żeby chlopaky myśleli, że ja to jestem taka rozgarnięta, zawsze wiem, czego chcę i produktywność mam na sto pro. Ale już przy wyborze czegokolwiek z Menu wychodziło na jaw, że tak naprawdę to nawet nie wiem, czego się chcę napić i cały urok mojej produktywności zamieniał się w pył dosłownie w dwie i pół minuty. Na pewno kilka miłości życia uciekło mi w ten sposób przez palce, zrażonych tą antyefiszientową zagrywką. Aż pewnego dnia olśniło mnie. Menu są krótkie i długie, a czas wyboru tylko długi. Co więc należało zrobić? Zapoznać się z Menu wcześniej, np. poprzez użycie internetu. Po prostu przed każdą randką zaglądasz na stronę internetową restauracji, do której idziecie, co nie, tam wybierasz danie w takim czasie, jak ci się podoba, i jeszcze nikt cię nie ocenia, i super. Potem idziesz na taką kolację z chłopakiem lub dziewczyną, otwierasz Menu (znasz je już na pamięć) z uśmiechem mówisz, że bierzesz kurczaka z malinami w płatkach kukurydzianych od cioci Basi z pianką truflową, a osoba siedziąca naprzeciwko gapi się i myśli "jaka ona jest produktywna! jak ona tego dokonała?! powinna prowadzić bloga o produktywności". Tak właśnie ta osoba myśli o tobie wtedy.

2 komentarze:

  1. Dla mnie większy problem to nie co zjeść, ale przede wszystkim - gdzie iść? Polecasz jakieś miejsca na randki w Sto(L)icy? tylko poważne odpowiedzi

    OdpowiedzUsuń
  2. Restauracja powinna znajdować się jak najbliżej domu, aby można było tam szybko dotrzeć, a w razie deszczu uniknąć poprawek makijażu, które wszystko opóźniają. Produktywne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń