Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 23 maja 2016

Jak się ubrać do kościoła i co zrobić, żeby buty nie straciły na wartości (tego drugiego nie wiem)

Wczoraj poszłam do kościoła w nowych butach. Nowe tak jakby, bo kupione rok temu, ale okazały się za duże i wcisnęłam mamie. Mama po pół roku przyznała, że ich nie nosi, to próbowałam wcisnąć Parvie. Parva, że ona to tylko eleganckie nosi, aż w końcu po 12 miesiącach tak straciły na wartości według mojej skrupulatnie przeprowadzonej analizy ekonomicznej, że nie opłacało mi się już ich oddawać, to włożyłam ostatecznie na próbę do kościoła. Wyglądałam super stylowo, buty to takie emo-elegant-trampki, do tego musztardowy sweter i sukienka w kwiaty za krótka do kościoła zdecydowanie. Pod kościołem się okazało, że pierwsza komunia jest, czyli do kitu, nie opłaca się iść na mszę, bo długo (i dzieci będą zawodzić, i jeszcze ktoś mi zrobi zdjęcie ukradkiem albo przypadkiem). A szkoda, bo to miała być msza dla dzieci na 11:30, to się cieszyłam, że może pomyślą, że jestem dzieckiem i nie ogarnie ksiądz, że się źle do kościoła ubrałam. No nie wyszło, dobra. To wracam w tych butach do domu, aż się pod samą klatką okazało, że mnie obtarły. Stwierdziłam, że żal plastra i włożę skarpetki za kostkę. Nawet zorientowałam się, że to bardzo stylowe. Akurat mama mnie odwiedziła, więc powiedziałam jej, że te skarpetki wkładam tylko z powodu obtartych nóg, nie żebym kiedykolwiek się tak dziwnie miała zamiar ubrać. Mama potwierdziła, że to super pomysł, bo dzięki skarpetkom już mi się pięty dłużej nie będą obcierać. Cały dzień byłam w tych skarpetkach, wszyscy się gapili. Musieli się zastanawiać, czemu sami noszą plastry, a ja taka sprytna nie muszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz